czwartek, 2 czerwca 2016

Video Game Show: Wiedźmin 3 Dziki Gon. Relacja 30.05.2016

materiały prasowe Krakowskiego Biura Festiwalowego

   W przedostatni dzień maja fani przygód o białym wilku mieli wyjątkową okazję usłyszeć na żywo utwory skomponowane do trzeciej odsłony gry wyprodukowanej przez studio CD Project Red. Koncert odbył się w krakowskiej Tauron Arenie w ramach szóstego, ostatniego dnia Festiwalu Muzyki Filmowej. Na scenie pojawili się m.in : AUKSO Orkiestra Kameralna Miasta Tychy pod batutą Marka Mosia, Chór Pro Musica Mundi, folkmetalowa grupa Percival oraz Wioletta Chodowicz. Gościnnie wystąpiła  również Brodka. Jako że Wiedźmin 3 to absolutny hit wśród gier z roku 2015 zainteresowanie było ogromne, co potwierdziło się w ilości osób obecnych w hali. Ja również nie mogłam nie skorzystać z okazji uczestniczenia w tym wielkim widowisku.


   Standardowo koncert rozpoczął się od powitania wszystkich przybyłych, podziękowań dla Marcina Przybyłowicza oraz Mikołaja Stoińskiego- kompozytorów, którzy stworzyli ten niezwykły soundtrack i dzięki temu nadali jeszcze bardziej niesamowity klimat tej grze. Oczywiście wspomniano również o Andrzeju Sapkowskim. Niestety, reżyser gry Konrad Tomaszkiewicz, który współprowadził galę, potwierdził smutną dla wszystkich fanów informacje, iż tego dnia w nocy (wraz z wydaniem drugiego dodatku do gry) kończy się era wiedźmina dla studia , która trwała od 2007 roku. Po tym krótkim wstępie rozpoczęła się półtoragodzinna muzyczna uczta.

    W tym czasie usłyszeliśmy kompozycje z głównej gry oraz  z dodatków Serce Z Kamienia i  Krew I Wino. Osobiście uważam, że najjaśniejszymi punktami koncertu była orkiestra wraz z sopranistką. Może ktoś bardziej niż ja doświadczony muzycznie wyłapał jakieś fałsze, jednak dla mnie, laika, wszystkie dźwięki brzmiały perfekcyjnie . Z pewnościa nie jedna osoba mia ciarki przechodziły po całym ciele podczas Welcome, Imlerith  oraz Eredin, King Of The Hunt. Moim zdaniem  to dwa najlepsze momenty tego wieczoru. Oczywiście podczas wolniejszych kompozycji również się nie zawiodłam. Chór doskonale dopełniał  prezentowane utwory, nie dominując nad instrumentalistami. Szkoda, że udział Percivalu w tym widowisku był dość znikomy. Zespół ten odgrywał dużą rolę w trakcie nagrywania ścieżki dźwiękowej i możemy go usłyszeć w prawie co trzeciej piosence. Niestety w trakcie występu grupa wykonała tylko kilka utworów m.in Aen Seidne i Silver For Monsters, niemniej jednak zrobiła to niemal idealnie. Niemal, ponieważ nagłośnienie zespołu trochę kulało. Wokalistki były ledwo słyszalne, jednakże uznać tutaj chyba należy winę dźwiękowców. Pomimo tego minusa, Percival swoim występem udowodnił, że zaangażowanie go do pracy nad muzyką do gry, było jedną z lepszych decyzji. No i przechodzimy do gościa specjalnego czyli Brodki. Powiem szczerze, że miałam obawy przed tym występem, ponieważ jej głos nie pasował mi ani do polskiej, ani do angielskiej wersji utworu, który miała zaśpiewać czyli Lullaby of Woe. Jednak zostałam mile zaskoczona, ponieważ głos wokalistki brzmiał bardzo podobnie do oryginału, choć wydaje mi się, że czasem nie radziła sobie z dolnymi partiami. Bardziej jednak żałuję decyzji, co do wersji językowej. Jedną z rzeczy za które kochamy  Wiedźmina jest to, że jest NASZ, po prostu całkowicie nasz. W książkach jak i w grze przedstawione są słowiańskie wierzenia i tradycje. Jest naszą wizytówką zagranicą i promuje nasz kraj. Tak, tak "głupia" gra wideo zdobyła większy światowy sukces niż jakikolwiek zespół, muzyk, film (pomijając Idę) czy książka (oczywiście, nie licząc serii Sapkowskiego). Elementem, który pasuje tutaj jak piernik do wiatraka jest język angielski. Niestety, właśnie wersję anglojęzyczną dane nam było  usłyszeć. Nie twierdzę, że ta wersja jest zła, obydwie są bardzo dobre, jednak rodzima  odsłona ma "to coś".
    Jeśli już tak narzekam, muszę przejść do czegos co uwazam za najwiekszą porażke tego koncertu, a      mianowicie repertuaru. Pominięto najbardziej  popularne utwory takie jak The Trial, Hunt Or Be Hunted czy Steel For Humans. Nie doczekałam się też mojego ulubionego Eyes Of The Wolf. Jednak najbardziej podarować nie mogę nie wykonania Wilczej Zamieci! Taka okazja, żeby usłyszeć tę piękną kompozycję na żywo! Szkoda, wielka szkoda. Szczególnie, że w zamian dostaliśmy kilka utworów, które niezbyt zapadały w pamięć podczas grania i były trochę monotonne.
   Wielkim plusem koncertu było to, że mogliśmy usłyszeć piosenki z Serce Z Kamienia, który posiada równie fantastyczną ścieżkę dźwiękową co podstawowa wersja gry oraz przedpremierowo usłyszeć soundtrack z Krew I Wino, co jeszcze bardziej zachęciło do odpalenia nowego dodatku następnego dnia.


   Osobiście chciałabym podziękować komuś, kto wpadł na pomysł zorganizowania tego widowiska i wszystkim ludziom, którzy wzięli w nim udział. To chyba najlepsza z niespodzianek, jakie mogli dostać fani gry o Wiedźminie. Pomimo paru niezrozumiałych dla mnie decyzji organizatorów, przez które ten koncert trochę stracił, nadal uważam, że podczas występu panowała niesamowicie magiczna atmosfera i absolutnie nie żałuję, że się tam pojawiłam. 

czwartek, 18 lutego 2016

Chłodne dźwięki od Exitmusic

Dziś, chciałabym polecić Wam zespół, którego twórczość poruszy wszystkie Wasze zmysły, spowoduje depresję, rozpacz i złość. Albo wręcz odwrotnie. Znajdziecie w niej ukojenie, oczyszczenie i osiągniecie stan nirwany. Kwestia interpretacji. W każdym razie, jest to duet obok którego nie można przejść obojętnie. Ponieważ ich muzyka to wachlarz emocji. Mowa o Exitmusic, amerykańskiej grupie, składająca się z wokalistki Aleksy Palladino i gitarzysty Devon'a Church'a. Ich brzmienie to miks postu, dream popu i indie. Prościej mówiąc to surowe, minimalistyczne granie, nasycone sporą dawką emocji. Zespół ma na swoim koncie dwie EP-ki (The Decline Of The West, From Silence) oraz pełny album zatytułowany Passage z 2012 roku. Trudno wybrać mi najlepsze utwory, gdyż cała dyskografia jest godna polecanie, jednak na dobry początek zachęcam przesłuchać The Cold, Passage oraz The Hours. Dla kogo ? Przede wszystkim dla fanów Beach House, St Vincent lub też Grizzly Bear.     










Ps: Gdyby ktoś miał jakiś z tym problem, to tak, przyznaje się, zespół poznany dzięki Shameless.
  

sobota, 2 stycznia 2016

Najlepsze i Najgorsze Utwory 2015 roku

Może i przez ostatnie dwanaście miesięcy niewiele (oj, bardzo niewiele) się działo, jednak rok 2015 już za nami i podsumowanie muzyczne trzeba sporządzić. Te okres był pełen naprawdę znakomitej muzyki, szczególnie polskiej.  W nieco zmienionej formie, bo bez dziesięciu najgorszych, a z czterema utworami, które w jakiś sposób zawiodły moje oczekiwania, prezentuję dwa rankingi zestawione zupełnie egoistycznie ...  



 10 Najlepszych w 2015 :


10. Nothing But Thieves- Itch

Zawsze miałam słabość do takich indie-alternatywno-rockowych brzmień. Plus za głos Mason'a <3.





9. Nathaniel Rateliff and The Night Sweats- S.O.B

 Piosenka, której nie można nie lubić. Idealna na imprezę i na poprawę humoru.




8. Radiohead- Spectre

Miła niespodzianka dla wszystkich, którzy już długo czekają na następcę The Kings Of Limbs, który prawdopodobnie ukaże się w tym roku, Może nie jest to szczyt możliwości brytyjskiego kwintetu, jednak można to usprawiedliwić tym, iż miała ona być w Bond'owskim klimacie.




7. Foals-What Went Down

Kiedy poznałam ten zespół ( pisałam o tym tutaj), bardziej kojarzył mi się z post-rock'iem czy dance punk, dlatego też, płyta What Went Down bardzo mnie zaskoczyła. Fajnie, że zespół eksperymentuje z inną brzmieniem, ponieważ tak czy tak wychodzi mi to świetnie.




6. Kortez-Pocztówka Z Kosmosu

Największe odkrycie roku, nadzieja polskiej muzyki zjawiskowy, debiutant. Tak krzyczą
(dosłownie) wszystkie stacje radiowe i telewizyjne, nawet te komercyjne (o dziwo)! Ja mam to tego pewien dystans, ponieważ umówmy się, twórczość Łukasza Federkiewicza to nie jest żadna rewolucja czy nowy nurt w muzyce, jednak proszę o więcej takich artystów w Polsce.
        

5. Organek- O Matko !

Połączenie country, folku i bluesa w wydaniu Tomasza Organka jest... po prostu zajebiste. Tyle w temacie.


4.The Dead Wheather- Three Dollar Hat

Uwielbiam specyficzne brzmienie tej supergrupy i tego oczekiwałam na nowej płycie. Dostałam to co chciałam, jednak moim ulubieńcem został trochę niewpisujący się w ten styl Three Dollar Hat.




3.Faith No More- Separation Anxiety

Przyznam szczerze, że nigdy nie byłam fanką Faith No More, nie zbyt dobrze zna ich twórczość i sama się zastanawiam, czemu sięgnęłam po ten album, jednak nie żałuję i wie, że muszą nadrobić zaległości. Ciężko mi było wybrać numer jeden , wpadło na  Separation Anxiety, choć Superhero i Rise Of The Fall są tuż za nim.





2. Dawid Podsiadło - Eight

Nic dodać, nic ujać.

Do odsłuchu na Spotify.

1. Damien Rice- It Takes  A Lot To Know A Man

Musiałam przyznać miejsce pierwsze tej kompozycji, pomimo tego, iż została wydana w listopadzie 2014 roku. Przeszłam przez ten rok z tą piosenką, słuchałam ją w każdym miesiącu i towarzyszyły mi te same uczucia. Piękna, chyba jedna z najpiękniejszych jakie w życiu usłyszałam.




  
Czwórka przegranych :
 

4. Adele - Hello

Zupełnie nie rozumiem szału związanego z tą piosenką. Rozumiem,że wiele ludzi cieszy się z powrotu Brytyjki. Ja również, ponieważ lubię Adele, jej głos, jej melancholijne utwory i to, że jest jedną z niewielu artystek pop, która nie świeci wielkim dupskiem, jednak Hello jest jedynie poprawa. Daleko jej do takich ballad jak Someone Like You czy Hometown Glory. Większość chyba popadła w comeback'ową euforie i nie zauważyła, że piosenka jest bardzo przeciętna.



3.Florence And The Machine - Queen Of Peace, Ship To Wreck, Delilah

Single z ostatniej płyty zespołu są tak nudne, że zniechęciły mnie, by iść na koncert, który odbył się niedawno w Łodzi. Gdzie podziały się takie utwory jak What Water Gave Me , Drumming Song czy Hurricane Drunk. Jedynie What Kind Of Man ratuje sytuacje. 



2. The Gazette- Ugly

To było trzy i pół minuty męki i mówię to z bólem serca bo byłam/jestem największą fanką gazeciarzy. Ten pseudo core, growl i oczywiście engrish. Ile można? Wytrzymałam ten schemat na Toxic, Division i Beautiful Deformity, ale teraz nie mam odwagi przesłuchać najnowszej płyty.   



1. Elle King - Ex's & Oh's

Nie mówię tutaj o rozczarowaniu tą Panią, bo nic od niej nie oczekiwałam, lecz od komisji przyznającej nagrody Grammy. Pomimo zażenowania, potrafię przeboleć przyznanie nominacji pozostałej czwórce, lecz tego nie mogę pojąć. To kolejny raz, kiedy Grammy pokazuje, że nie jest nagrodą takiej rangi, jakby mogło się wydać.  


niedziela, 1 marca 2015

Elevator. Cudze chwalimy, swojego nie znamy.


 Jak powszechnie wiadomo Polacy mają problem z docenieniem tego co polskie. Przyznajcie się, ile razy zdarzyło Wam się pomyśleć, słysząc naprawdę dobry kawałek "...to musi być jakiś zagraniczny zespół." Osobiście muszę się do tego przyznać. Tak było w przypadku zespołu Elevator. Pewnego sobotniego wieczoru natrafiłam na audycję Piotra Metza w Trójce. Wówczas grany był autorski utwór Gravity i zachęcił mnie do poznania wykonawcy. Rockowy kwartet z Poznania został doceniony za oceanem i miał szansę wystąpić  na  muzycznych targach NAMM w Los Angeles. Jest to jedyna grupa z naszego kraju, której udało się dać koncert na tej prestiżowej imprezie. Ich alternatywne brzmienie polecam wszystkim. Bez względu na to jaki gatunek preferujecie uważam, że kawałki t.j. wyżej wspomniany Gravity czy  melancholijny God Particle mogą przypaść do gustu i zauroczyć każdego, bez wyjątku. Polecam również oficjalny Fanpage zespołu oraz audycje Lista Osobista,, dzięki której usłyszałam o Elevator


Jaki z tego morał ? Taki, że niepotrzebnie mamy kompleksy na swoim punkcie. W tym przypadku (i wierzę, że tych przypadków jest więcej) to Amerykanie ubiegają się o polską muzykę, a nie odwrotnie ;)


PS: Podczas słuchania audycji należy też zwrócić uwagę na zespół Bad Light District.    


 


sobota, 3 stycznia 2015

Najlepsze I Najgorsze Utwory Z 2014 Roku

Tak jak w poprzednim roku, tak i w tym  postanowiłam zestawić dziesięć najlepszych i najgorszych piosenek wydanych w  2014 roku,  według własnej egoistycznej opinii ;). Bardzo cieszy mnie fakt, iż z wyborem najgorszych piosenek miałam dość duży problem, w przeciwieństwie to tych pozytywnie uznanych. Niestety, dałam radę uzbierać 10 nieporozumień, które nie powinny w ogóle zostać upublicznione. Na szczęście, w tym roku powinnam była  zrobić listę 20 najlepszych, ponieważ propozycji jest naprawdę wiele. Aż wydaje mi się troszkę niesprawiedliwe to podsumowanie bo nie jestem pewna, czy nie zapomniałam o jakiś ważnym tytule...

Zacznę od tych ciekawszych czyli...



 10 Najgorszych w 2014r.

10. Beyonce-7/11

Mimo całej sympatii do tej wokalistki, nie mogę zrozumieć czemu B zgodziła się wydać tak słabą piosenkę?! Beyonce, miałaś wspaniały ten rok. Świetnie sprzedający się album z grudnia zeszłego roku, dwie trasy,   The Mrs. Carter Show  i On The Run, genialny występ na VMA i nagle na koniec roku taki niewypadł. Nawet jeśli to miał być żart to Beyonce, Why ?  




9. Kiesza-Hideaway

Nawet jeśli dla niektórych ta piosenka to niekwestionawany hit tego roku, to ja osobiście nie pamiętam, która piosenka potrafiła mnie  tak mocno irytować jak ta w ostatnim czasie.




8. Coldplay-A Sky Full  Of Stars

 Nie chcę powiedzieć, że ta piosenka jest beznadziejna. Chcę powiedzieć, że ta piosenka jest najnudniejszym utworem tego roku. Po twórcach takich kompozycji jak Violet Hill, Yellow czy The Scientist chyba mogę oczekiwać czegoś lepszego. Znacznie lepszego !




7. Bakemat- One Day
+ inne piosenki zawierające saksofon w refrenie czyli :
Klingande-Jubel
Faul&Wad Ad vs Pnau-Changes
Ariana Grande-Problem feat.Iggy Azalea
Robin Schulz- Sun Goes Down
oraz mnóstwo innych, których nazw nie pamiętam.

Brawo za oryginalność! Aż chce się zaśpiewać "...Atakują klony, będą nas miliony..."



 6. Nicki Minaj-Anaconda

Esencja muzyki pop XXI wieku. Nic więcej w tym temacie.




5.Dj Snake, Lil Jon- Turn Down For What

Cofam moje słowa, że Hideaway jest najbardziej irytującą kompozycją wg mnie. Na ten zaszczytny tytuł zasługuje Turn down For What. Proszę o oklaski. Tylko zastanawia mnie jedna rzecz,co bardziej działa mi na nerwy, piosenka czy teledysk ?




4.The Chainsmokers-Selfie

Dobra,dobra rozumiem, że to dla jaj, tylko pytanie...po co ?




3.Psy-Hangover feat.Snoop Dogg

Prawie 170 mln wyświetleń. Serio ?



2. Avril Lavinge-Hello Kitty

Jestem ciekawa co powiedziałaby Arvil z czasów Skater Boy, widząc co stanie się z nią za około 10 lat. To smutne przyglądać się jak ze zbuntowanej idolki, śpiewającej o nastoletnich problemach, wyrasta kobieta śpiewające o maskotce dla dzieci. Avril, masz już 30 lat a wydaje mi się, że byłaś dojrzalsza kiedy miałaś dwudziestkę.


1. Natasza Urbańska-Rolowanie

No i mamy zwycięzcę  !!! Chyba nie muszę tłumaczyć czemu taki wybór.









Uff... przejdźmy do czegoś przyjemniejszego :)

10. Juicy -Low feat. Nicki Minaj, Lil Bibby,Young Thus

Jako,że jestem zupełnym laikiem jeśli chodzi o hip-hop/rap, nie umiem ocenić czy ten utwór jest rzeczywiście dobry jak na hip-hopowe standardy. Wiem jednak, że jest to jedna z niewielu hip-hopowych piosenek, które trafiły w mój gust oraz wiem, że oszalałam na punkcie rapu Lil Bibby'a :)




9. Miyavi- Guard You
  Ta piosenka pokazuje mi wieloletniej fance Miyavi'ego, jak bardzo zmienił się piosenkarz przez lata. Kto by pomyślał, że ten kolorowy ptak  napisze kiedyś tak romantyczną piosenka i będzie tak wyglądać. Ciągle mam w pamięci nastrojowe, przepiękne wykonanie tej piosenki w tym roku na koncercie w Polsce.



8. Lykke Li-Gunshot
 A ona jak zwykle genialna. Nic dodać, nic ująć




7.  Artur Rojek- Beksa

Nową płytą Rojek udowodnił, że po odejściu z Myslovitz istnieje i wcale nic nie stracił żegnając się z zespołem. Składam się z ciągłych powtórzeń bije na łeb wydaną z zeszłym roku 1.577, a Beksa jest jedną z dziesięciu potwierdzeń tej tezy. Cieszę się również, że znaczna część polaków nie przeszła obok tego wydawnictwa obojętnie i płyta osiągnęła komercyjny sukces.



6. Martin Felix Kaczmarski- Breathing In The Pieces
 Martin Felix Kaczmarski  to jedno moich z najciekawszych odkryć tego roku. Niewiele wiem na temat tego zdolnego Brytyjczyka a w internecie można posłuchać tylko parę jego własnych kompozycji, jednak mnie już zauroczył delikatnymi indie-rockowymi dźwiękami i liczę na debiutancką płytę w 2015 roku, a przynajmniej na więcej publikacji w sieci. Wam prezentuję pierwszy utwór Martina na który natrafiłam  i mam nadzieję, że jego osoba też Was zaciekawi. Ciekawa również  jestem czy to polsko brzmiące nazwisko to tylko przypadek ?



5. Slipknot- Sarcatrophe
Nie przesłuchałam jeszcze  płyty 5: The Gray Chapter do końca ale jak na razie Sarcatrophe pozostaje moim faworytem, mimo, że na płycie znajduję się kilka genialnych kawałków. Narzekanie, że Slipknot coraz bardziej brzmi jak Stone Sour jest dla mnie zupełnie nieuzasadnione. Lubię to, że nowa płyta nie brzmi  jak Vol.3. Vol.3 nie brzmi jak All Hope Is Gone, a AHIG nie brzmi jak debiutancki krążek. Dzięki temu człowiek się nie nudzi ale ludzie i tak będą narzekać. 




4. Kasabian- Clouds, S.P.S
  Cały czas myślałam nad tym którą piosenkę z nowej płyty 48:13 tutaj umieścić. W końcu doszłam do porozumienia z własnymi myślami i  muszę umieścić tu dwie piosenki. Clouds jest spójna z całym albumem, dużo w niej elektroniki, zwariowanej melodii i szybkiego tempa. Pomimo, że większość utworów na tej płycie są dość podobne, dla mnie Clouds ma to coś, co odróżnia ją od całej reszty. Kompletnym przeciwieństwem jest S.P.S, która brzmi jakby była oderwana od całości wydawnictwa. Dzięki tej spokojnej balladzie zespól udowodnił, że nie samą elektroniką żyje.





.   
3. Hozier-Take Me To Church 
Wybrałam ten utwór z dwóch powodów. Pierwszy ważniejszy to to, że jest to przepiękna kompozycja poruszająca problem konfliktu homoseksualizmu z wiarą. Można też się doszukać innego problemu związanego z religią i Bogiem. Wiele ludzi przecież nie rozumie wiary w którą wierzy i w podobny sposób wyraziłaby swoje zdanie na ten temat.  Drugi powód to ogromny sukces komercyjny, który odniosła w Polsce. Piosenka ta znajduję się na każdej liście przebojów w każdej stacji radiowej, co mnie ogromnie dziwi bo dotąd myślałam, że my Polacy wolimy piosenki o czymś błahym. Naprawdę błahym.





2.  Jack White- Would You Fight For My Love
Dla mnie White jest najbardziej wyjątkowym i specyficznym artystą ostatnich lat. Udowodnił to debiutanckim albumem Blunderbuss i utwierdził mnie w tym przekonaniu dzięki ekscentrycznemu Lazaretto. Would You Fight For My Love jest jednym z dowodów.




1. Slash  featuring Myles Kennedy And The Conspirators- The Unholy

World On Fire jest dobrym album ale nie jest jakimś  przełomowym wydawnictwem. Kompozycje są poprawne choć rzeczywiście można odnieść wrażenie, że słucha się jednego kawałka parę razy. Ale wśród tych kompozycji jest jeden mastejrsztyk, The Unholy. Od pierwszego przesłuchania wiedziałam, że będzie dla mnie jednym z najważniejszych utworów 2014 roku.  Świetny tekst, znakomita gitara, rewelacyjny klimat. Czego chcieć więcej ? Szkoda tylko, że nie dane mi było usłyszeć go  na żywo bo to bezprecedensowo najlepszy utwór z WOF.  



piątek, 28 listopada 2014

SLASH JUŻ TU JEST / SLASH DZIŚ TU BYŁ. Relacja z koncertu Slash featuring Myles Kennedy And The Conspirators 20.11.2014.


...Kilka minut po godzinie 18.30. Wzrokiem poszukuję wielkiego nowoczesnego obiektu. Budynku nie widzę ale zza drzew ujawnia się napis Slash już tu jest. Podekscytowana wiem, że już za niedługo spełni się jedno z moim największych marzeń...
-No dobra, brzmi to trochę jak jakaś bajka, ale prawda jest taka, że każdy koncert jest dla mnie bardziej jak sen, niż coś dziejącego się naprawdę.



Drugi koncert Slasha w towarzystwie Mylesa Kennedy i The Conspirators w Polsce odbył się Krakowie, na nowym obiekcie Kraków Arena. Mimo "półkilometrowego" sznuru ludzi  przed wejściem, kolejka poruszała się całkiem sprawnie. Dzięki dużej dostępności nie było róznież kolejek do toalet i barów. Jedyne niedogodności można było spotkać przy sklepiku z gadżetami i do szatni. Głównej hali tez nie mam nic do zarzucenia, jest pojemna i nowoczesna, dlatego też chciałabym, aby kolejne koncerty największych gwiazd przyjeżdżających na południe Polski odbywały się właśnie w tym miejscu. O godzinie 20.00, kiedy hala była połowicznie zapełniona rozpoczął się występ supportu Monster Truck. Pomimo ostrego, rockowego grania, wpasującego się w klimaty Slasha, publiczności raczej nie udało się im porwać. Z entuzjazmem bawiły się  tylko pierwsze rzędy Golden Circle. Większość raczej z niecierpliwością czekała, aby usłyszeć legendarnego gitarzystę i jego świtę. Ja, z tego 35-minutowego przyjemnego setu zapamiętałam jedynie utwór  Don't tell me how to live . O  równej godzinie 21.00 przygasły światła, kurtyna opadła odsłaniając nazwę i logo zespołu a z głośników można było usłyszeć pierwsze dźwięki You're a lie. Moim zdaniem idealny kawałek na rozpoczęcie koncertu, ponieważ od samego początku fanów ogarnia rockowy szał. Już od pierwszej piosenki zdałam sobie sprawę z jednej rzeczy, która potwierdziła się przez resztę koncertu.  Band jak i wokalista brzmią tak samo, a może nawet i lepiej niż na płytach studyjnych. Kolejny kawałek, Nightrain, był na pewno dobrze znany wielbicielom grupy Gun'n' Roses. Czytając opinie uczestników koncertu na forach, spierają się co do tego czy utworów z repertuaru Gunsów było za mało czy za dużo. W sumie zespół wykonał 7 najbardziej popularnych kompozycji:  You Could Be Mine, Rocket Queen, Out Ta Get Me, Sweet Child Of Mine, Mr Brownstone, Paradise City oraz wspomniane wcześniej Nightrain. Niektórym osobom nie podobało się, że  przychodząc na koncert Slash  feat.Myles Kennedy and The Conspirators, prawie  1/2 setlisty pochodzi od G'n'R. Jednak chcąc, nie chcą Slash ( bo przecież to, że względu na niego pojawiliśmy się na koncercie) do końca swojej kariery będzie kojarzony jako były członek Gun'n' Roses.  Z jego strony jest to dobre rozwiązanie, że nie odbiera fanom przyjemność słuchania utworów, przez które pokochaliśmy muzyka, dlatego według mnie ilość tych utworów była odpowiednia. Dopiero po drugim utworze Myles powitał polskich fanów, zapowiedział niezapomiane show i podziękował (oczywiście  po polsku) za przybycie. Dalej mogliśmy usłyszeć mocne brzmienie Halo oraz kompozycje Avalon,Automatic Overdrive i 30 Years To Life z najnowszej płyty World On Fire. Pomimo, iż płyta została wydana we wrześniu, publiczności albo nie znała nowy numerów albo nie była do nich  przyzwyczajona, bo szaleństwo wśród widowni w tych momentach malało. Pomiędzy premierowymi utworami Slash i reszta grupy wykonali  balladę Back to Cali, przy której płyta oraz trybuny ujednoliciły się w wielką flagę Polski. Sądzę, że tegoroczna akcja była o wiele lepsza niż poprzednia, ponieważ pozwoliła  połączyć wspólnie wszystkich fanów, a efekt był piorunujący. Muzycy, a najbardziej Myles byli zadowoleni z niespodzianki. Kolejną kompozycją starej daty była You Could Be Mine. Mimo, że uwielbiam głos wokalisty, ta piosenka go przerosła. Przez następne dwie piosenki Doctor Alibi i Out Ta Get Me, rolę wokalisty pełnił basista Todd Kerns. Miła była to odmiana szczególnie, że wokale obydwóch panów są znacznie kontrastowe. Kennedy czaruje ciepłym, niskim śpiewem, a Todd posiada krzykliwą i nieokrzesaną barwę głosu. Po  Too Far Gone i Beneath The Savage Sun, zespół odwdzięczył się polskim fanom  za niespodziankę w postaci zagrania niewykonanego jeszcze w trakcie tej trasy  Rocket Queen. Chyba niewiele z uczestników spodziewała się usłyszeć ten epicki utwór na żywo. W jej trakcie Slash wykonał kilkuminutową solówkę, która utwierdziła Nas z jakim gigantem muzyki rockowej mamy do czynienia. Kolejna ballada Bent To Fly, pozwoliła pokołysać się w nastrojowym klimacie. Ku swojemu zdziwieniu zauważyłam parę zapalniczek w górze. Oczywistością jest, że koncert nie mógł odbyć się bez dwóch czołowych kompozycji World On Fire  i Anastasia, które znała prawie każda osoba na sali. Jednakże punktem kulminacyjnym było Sweet Child Of Mine. Przez ten krótki moment można było sobie wyobrazić, że jest się na koncercie Gun 'n' Roses z czasów ich największej świetności. Cała sala śpiewała i tańczyła w rytm legendarnego przeboju. Przedostatnią piosenką tego wieczoru było Slither z repertuaru Velvet Revolver . Po krótkiej przerwie Slash, Myles, Todd, Frank i Brent powrócili na finał koncertu, aby wykonać Paradise City. Publika bawiła się do ostatniej sekundy utworu, śpiewała i szalała jak najmocniej aby wykorzystać ostatnie chwile, po czym spadł na widownię gęsty deszcz confetti. Kennedy wielokrotnie dziękował za przybycie, a Slash po raz pierwszy i ostatni zwrócił się do fanów z okrzykiem Thank you Polska. Muzycy zeszli ze sceny i zapanowała wszechobecna ciemność. Wyjeżdżając z Areny Kraków pożegnał mnie napis Slash dziś tu był.   

Myślę, że słowa są tu zbędne aby wyrazić wrażenia po tym widowisku. Bo przecież słowa takie jak świetny, genialny,  mistrzostwo nie oddadzą w pełni tego jaki był ten koncert. Ci, którzy byli 20 listopada w Arenie Kraków wiedzą, a  tych których zabrakło niech żałują. Na pewno to wydarzenie zostanie na długo w mojej pamięci i trzymam za słowo Mylesa, że niebawem znowu się spotkamy. 

sobota, 11 października 2014

Recenzja Kasabian- 48:13


Ponad trzy lata zajęło Brytyjskiej grupie Kasabian poszerzenie swojej dyskografii. 6 czerwca 2014 roku światło dzienne ujrzał piąty pełny album zatytułowany 48:13. Dzięki poprzednim albumom, porzeczka była wysoka, aby udowodnić, że kapela od 10 lat trzyma dobry poziom rocka. Czy się udało ? Zdania są podzielone. Ja w swojej ocenie również nie mogę objąć tylko jednej ze stron, ale jednego jestem pewna. Nie żałuję, że ta płyta znajduje się w mojej bibliotece.




W trzech określeniach można ująć najważniejsze punkty tego wydawnictwa. Minimalizm, szaleństwo i obecność elektroniki. Pierwsze z pojęć szczególnie zauważalne jest w aspektach wizualnych (okładka, teledyski). Przyznam się, że z grymasem przyjęłam fakt, że płyta będzie mieszanką rocka i elektro. Przeszłość pokazała, że nie zawsze taki pomysł gwarantuje sukces, a nawet odwrotny skutek (patrz: Linkin Park), ale próbowałam się nie zniechęcać. 
 Album otwiera intro Shiva, które dobrze potęguje napięcie związane z muzyczną ucztą do której właśnie wkraczamy. Bumblebeee wprowadza Nas w stan ekstazy, o której wspominane jest w piosence. Jest to chyba najszybszy i najbardziej zwariowany utwór jaki kiedykolwiek skomponowali panowie z Kasabian. Mimo, że jest to typowo rockowy kawałek, a elekronika to tylko drobna wstawka, nie jest to moja ulubiona propozycja i trochę żałuję, że jest on drugim singiel promującym. Inaczej zupełnie postrzegam pierwszy singiel. Eez-eh. Kawałek jest zabawny i w tanecznym klimacie, i to on mnie zachęcił do tego, aby sprawdzić na jakie pomysły wpadli panowie tworząc 48:13. Szczególnie zwróciłam uwagę na tekst, który ma zupełnie inny wydźwięk niż całokształt. Trzecim singlem, który zostanie wydany 10 listopada będzie Stevie. Osobiście uważam, że jest to jeden z lepszych, ale nie najlepszych kawałków, jednakże udowadnia, że nie samą zabawą żyje ten album.
  W utworach Treat, Glass i Explodes panuje pewna doza tajemniczości i króluje w nich elektro. Pierwsza w nich przypomina mi piosenkę tematyczną do jakiegoś filmu o gangsterach w którym pełno zwrotów akcji, ponurości i intrygi. Kompozycja jest podzielona na dwie części, w jednej słyszymy cały zespół, w drugiej jesteśmy słuchaczami ponad 3-minutowej elektronicznej solówki. Następna pozycja jest dość podobna do swojego poprzednika, jednak tutaj pod koniec utworu występuje rap w wykonaniu Suli'ego Breaksa. Mimo, iż początkowo ten zabieg w ogólne mi się nie kleił ze sobą (że niby kasabian+ rap ??), po połączeniu przesłania piosenki z osobą Breaksa, ta kompozycja jest pewnego rodzaju apelem, więc większą uwagę poświęciłam jej podczas słuchania płyty i szczególnie ją doceniam. Z kolei w Explodes elektronikę  uważam za genialnie wyważoną i doskonale użytą.  Sam utwór jest jednym z moich ulubionych na płycie, pod względem ponurej melodii, jak i despesyjnego tekstu. 
 Zupełnym przeciwieństwem są utwory Doomsday i Clouds, które zachęcają do tańca, są żywiołowe i zwariowane. Druga z nich to kolejna moja ulubiona kompozycja. Uwielbiam ten wybuchowy refren, gdzie gitary świetnie współgrają z elektroniką, a tekst z melodią idealnie się odzwierciedlają. Naprawdę musi to nieźle brzmieć na żywo i wielka szkoda, że nie było nam to dane usłyszeć na OWF. Piosenka Bow przypomina mi  klimaty z ich debiutanckiej płyty, szczególnie U Boat  czy Running Battle. Ciekawostką jest, że 10 listopada Bow zostanie wydany jako singiel. Niestety, tylko we Włoszech. Mortis i Levitation to coś, co nazywam zapychaczem albumów. Pomimo tego, że brzmią one bardzo dobrze, właśnie taką pełnią role. No i na końcu mamy wisienkę na torcie zatytułowaną S.P.S. Wspaniała country-rockowa ballada, bez grama komputerowych dźwięków, przypomina kompozycje z West Ryder Pauper Lunatic Asylum. Jest idealnym zwieńczeniem tego wydawnictwa. 



Nie miałam jakichkolwiek wyobrażeń co do tego albumu, więc przyjęłam ją z czystą kartą, która już to pierwszym przesłuchaniu stała jest jaskrawo różowa. Nie powiem, że jest to moja ulubiona płyta tego zespołu, bo w moim osobistym rankingu nadal góruje WRPLA, jednak przekonać mnie to elektroniki jest niezwykle ciężko, a muzykom z Kasabian się to udało. Jeszcze przez kilka miesięcy będę ją odtwarzać masowo, a kilka kompozycji np. S.P.S, Clouds czy Explodes  na pewno zaliczę to tych The Best Of. Więc nie pozostaje mi nic innego jak polecić Wam ten album, bez znaczenie czy jesteście fani czy nie. 




Inne posty